Pisząc o książce Andrew Nagorskiego „Hitlerland” wypada zacząć od tego, że polski wydawca opatrzył ją wprowadzającym w błąd podtytułem. Rozumiem, że goły tytuł wydaje się mało mówić o zawartości dzieła, a na dodatek pozostawiono go w brzmieniu oryginalnym, więc dodanie podtytułu było całkiem uzasadnione. Ale Nagorski nie opowiada wcale o tym „jak naziści zdobywali władzę”, lecz o sposobie w jaki Hitlera, jego walkę o władzę i Trzecią Rzeszę widzieli Amerykanie, którzy mieszkali w Niemczech od początku lat dwudziestych do grudnia 1941 roku, czyli do chwili, gdy Stany Zjednoczone i hitlerowskie Niemcy znalazły się w stanie wojny. Co prawda, notka na ostatniej stronie okładki pozwala czytelnikowi zorientować się w prawdziwej tematyce książki, ale w efekcie nieadekwatny podtytuł jeszcze mocniej kłuje w oczy.

Okładka książki

Wydaje się, że korzeni „Hitlerlandu” należy szukać w zawodowym doświadczeniu jego autora, który przez wiele lat był korespondentem prasy amerykańskiej w komunistycznej Moskwie. Nagorski poznał od podszewki specyfikę pracy korespondenta w kraju totalitarnym, wiedział więc na jakie trudności narażeni byli jego poprzednicy w nazistowskich Niemczech. Obserwował też na własne oczy wielki blamaż dziennikarzy i sowietologów uważających się za znawców Rosji Sowieckiej; polegał on na tym, że nikt z nich nie przewidział tak nagłego upadku komunizmu. Miał więc wszelkie dane po temu, by wczuć się w sytuację swoich „dziadków”.

Trzeba przyznać, że wypatrzyli oni Hitlera dość szybko: „Mężczyzna trzydziestoczteroletni, średniego wzrostu, żylasty, szczupły, ciemnowłosy, z krótko przystrzyżonym wąsikiem jak szczotka do zębów, o oczach, które chwilami płoną ogniem, prostym nosie, rzeźbionych rysach i cerze tak delikatnej, że wiele kobiet by się jej nie powstydziło. Jego sposób życia sugeruje niespożytą energię, nad którą całkowicie panuje. (...) Ze swoim apostolskim zapałem i darem wygłaszania przekonujących mów oraz magnetyzmem, który zjednuje mu zwolenników nawet wśród komunistów i socjalistów, Hitler ma zadatki na wodza. Czy małej grupki, czy wielkiego ruchu, przyszłość pokaże”.

Powyższa charakterystyka twórcy nazizmu ukazała się 12 listopada 1922 roku w „New York American”, jednej z gazet należących do koncernu Hearsta. Jej autorem był Karl Wiegand, który jako pierwszy amerykański korespondent w Niemczech przeprowadził wywiad z wówczas mało jeszcze znanym radykalnym działaczem politycznym z Bawarii. W wywiadzie Hitler przyznał, że potępia traktat wersalski, ale jest przeciwny rewidowaniu go na drodze wojennej, zaprzeczył, by jego celem było przywrócenie monarchii lub odłączenie Bawarii od Rzeszy, potępił wreszcie marksizm, albowiem „prawdziwy socjalizm do dobrobyt wszystkich ludzi, a nie jednej klasy kosztem innej”.

Zaskakuje trafność sporządzonej przez Wieganda charakterystyki przyszłego Wodza Trzeciej Rzeszy; trudno zaprzeczyć, że wszystko, co napisali później dziennikarze zza oceanu o Hitlerze, wpisywało się w ramy portretu Wieganda. Można by rzec, że sporządził on precyzyjny szkic ołówkiem, który następnie jego koledzy dziennikarze jedynie pokolorowali. On też postawił fundamentalne pytanie, które jak bumerang będzie powracać przy wszystkich kolejnych artykułach Amerykanów o Hitlerze: czy pozostanie on charyzmatycznym przywódcą hałaśliwego, lecz małego i niegroźnego ruchu, czy też zdobędzie władzę nad całymi Niemcami? Jedni odpowiadali, że nie, taka sztuka „pajacowi z idiotycznym wąsikiem” się nie uda; inni, ci ostrożniejsi, a może bystrzejsi, woleli nie wypowiadać się kategorycznie. Spór o to, czy Hitler jest groźny, czy nie, a jeśli tak, to czy groźny jest tylko dla Europy, czy również dla Stanów Zjednoczonych trwał nadal pod zdobyciu przezeń władzy i zakończył się na dobrą sprawę dopiero wtedy, gdy nie było się już o co spierać, czyli po tym, jak Trzecia Rzesza wypowiedziała Ameryce wojnę.

Książka Nagorskiego to dość obfity, choć chyba niepełny katalog opinii, jakie na temat Wodza i jego Niemiec stworzyli amerykańscy korespondenci na stałe akredytowani nad Szprewą oraz specjalni wysłannicy prasy, dyplomaci, wojskowi oraz wysłannicy związków zawodowych i innych instytucji pragnących się zorientować w tym, co naprawdę dzieje się w Niemczech. Mimo to lektura „Hitlerlandu” pozostawia spory niedosyt, wynikający, jak sądzę, z bardzo skromnego celu badawczego, jaki postawił sobie autor. Postawiwszy pytanie: jak Amerykanie widzieli Hitlera i jego państwo, omówił po prostu po kolei sporządzone przez nich relacje, zacytował ich fragmenty, niektóre opatrzył niezbyt rozbudowanym komentarzem. W efekcie otrzymaliśmy coś, co z grubsza można by uznać – powtarzam, z grubsza – za „omówienie źródeł”. A przecież czytając książkę na podobny temat, czytelnika najbardziej dręczy pytanie, jak to było możliwe, że przedstawiciele wolnego świata nie dostrzegli w porę kim jest Hitler i do czego prowadzi. „Hitlerland” byłby zatem bez porównania ciekawszy i pożyteczniejszy, gdyby ambicje autora były większe i zamiast pytać o to, j a k Amerykanie widzieli Hitlera, zapytał d l a c z e g o widzieli go właśnie w taki, a nie inny sposób. Wtedy okazałoby się, jak ważny jest kulturowy pryzmat, przez który jego rodacy spoglądali na powstające nazistowskie Niemcy. Może udałoby się wówczas ustalić, które kulturowe narzędzia cywilizacji zachodniej działają jak sejsmografy, pozwalając wykryć zbliżające się niebezpieczeństwo i nawet uchwycić jego konkretny charakter, a które okazują się do tego nieprzydatne lub nawet działają na niekorzyść człowieka, stępiając jego czujność. Szkoda, że Nagorski nie pokusił się na taką ambitną próbę.

Oczywiście, ponieważ poruszana w „Hitlerlandzie” tematyka jest polskiemu czytelnikowi zupełnie nieznana, książkę tę i tak warto przeczytać. Nie ulega wątpliwości, że uzupełnia ona lukę w wiedzy o percepcji nazizmu i poszerza naszą znajomość jego kontekstów. Ponadto dziś, kiedy samą Ameryką rządzi narcyz o dyktatorskich zapędach, a i w innych demokratycznych – przynajmniej oficjalnie – krajach objawili się chętni do przemienienia ich w różnego rodzaju satrapie, umysł reaguje na tę książkę znacznie żywiej niż jeszcze kilka lat temu.

Autor artykułuArkadiusz Pacholski

Książka znajduje się w naszych zbiorach.

Galeria

  • Powiększ zdjęcie Andrew Nagorski „Hitlerland. Jak naziści zdobywali władzę”

    Andrew Nagorski „Hitlerland. Jak naziści zdobywali władzę”